Końcówka grudnia, dawno, dawno temu, jeszcze w czasach gdy zdjęcia prasowe się na negatywach robiło. Ale już na kolorowych czyli może nie aż tak bardzo dawno temu.
Redakcja mojej agencji (PAP) mieściła se wtedy na ul Gwarnej w Poznaniu w Domu Książki, na drugim piętrze. Widok z okna miałem na Okrąglak i ulicę 27 Grudnia. Czasami są takie dni w pracy fotoreportera agencyjnego, że kompletnie nic się nie dzieje. Żadnych wydarzeń, wypadków, konferencji, żadnych pomysłów na własny temat - generalnie nic się nie dzieje, jak polskim filmie. Taka sytuacja ma swoje plusy, gdyż jest to czas w którym można trochę odpocząć, zająć się własnymi sprawami. Pracując dla agencji musiałem być dyspozycyjny 24 h na dobę i 7 dni w tygodniu dlatego lubiłem takie leniwe popołudnia.Ważne żeby w takim czasie nie wpaść na żaden głupi pomysł, bo to się zawsze baaardzo mści. Niestety zdarza mi się nie uczyć na błędach.
Jak wspomniałem widok z mojego okna rozpościerał się na ulicę 27 Grudnia na której mieściła się dosyć znana kawiarnia Cafe Głos. Kawiarnia była na pierwszym pietrze a na parterze mieścił się najlepszy punkt Kodaka w Poznaniu w którym wywoływałem negatywy. Zakład jako jedyny w mieście był czynny codziennie, 7 dni w tygodniu do godziny 22.00, co było dla nas "prasowców " zbawienne. I byliśmy obsługiwani poza kolejnością, wpuszczali nas na zaplecze i częstowali nawet herbatą :) Znudzony patrząc z okna na ponurą dżdżystą ulicę dostrzegłem na przeciwko wejścia do Cafe Głos stragan z grzanym winem. Zimno, smutno, ponuro, nudno, grzane wino - szybko połączyłem kropki i podreptałem pod stragan. W końcu co złego może się stać. Ten plan wydawał się nie mieć słabych punktów.
Wychyliłem kubeczek pysznego rozgrzewającego napoju. Potem drugi, bo w sumie dlaczego by nie. Stoję tak sobie przed wejściem do Całe Głos w dosyć dobrym humorze, już rozgrzany i nagle uświadamiam sobie, że od dłuższego czasu mija mnie sporo znajomych dziennikarzy. Cześć, cześć, cześć... hm czyżby jakaś konferencja o której nie wiedziałem.... pewnie nic ważnego. W końcu jeden z ich zagaduje:
- i co zrobiłeś już wszystko?
- ??? Zrobiłem? Wszystko? To znaczy?
- w kawiarni zastrzelili jakiegoś gościa...nie wiedziałeś...
No teraz to mi się naprawdę zrobiło gorąco. Oczywiście nie miałem ze sobą aparatu, w głowie mi szumiało- niezbyt komfortowa sytuacja. Pobiegłem do redakcji, zabrałem sprzęt i zdyszany wróciłem do Całe Głos. Tłumiąc oddech, starając się wyglądać na trzeźwego wylegitymowałem się pilnującym wejścia na piętro policjantom i poprosiłem żeby zawołali prokuratora. Prokurator spojrzał na mnie niechętnym wzrokiem, był już nieźle poirytowany:
- jeszcze jeden? Nie ma mowy, dosyć już was tu było.
Na szczęście były to jeszcze czasy kiedy legitymacja PAP potrafiła otworzyć niejedne drzwi.
- dosłownie parę sekund, jedno zdjęcie i mnie nie ma... (jak babcię kocham dodałem w myśli)
-OK wpuście go - powiedział niechętnie do policjantów.
Wszedłem na piętro, w aparacie miałem już nową rolkę filmu, szybka ocena sytuacji, przede wszystkim ostrożność żeby nikogo nie wkurzyć, przy oknie na stoliku leżała broń z taką policyjną miarką, przywrócone krzesła, ciała ofiary już nie było ale broń to też dobre zdjęcie. Od razu wiedziałem co chcę zrobić, stolik był mocniej oświetlony światłem z okna, w tle ciemna sala, przewrócone krzesło, kilku policjantów i techników Podchodząc od strony okna założyłem flesz, palnik obróciłem w bok pod kątem 30 stopni, wiedziałem że zdjęcie zrobię w pionie aparat będzie pochylony lekko w przód, pierwszy plan naświetlę na światło zastane (stolik i bronią) a flesz odbity od sufitu doświetli mi drugi plan. Obiektyw 24 mm, przymierzyłem się, broń na pierwszym planie, w tle trochę sali zrobiłem takie próbne zdjęcie żeby zobaczyć czy flesz błyska itd. Robiąc zdjęcie zorientowałem się że ustawiłem zbyt małą liczbę przysłony i przy takim zbliżeniu pierwszego planu nawet przy ogniskowej 24 mm będę miał za małą głębię ostrości. Standardowo pracowałem na filmach o czułości 400 ISO, w zastanych warunkach prawidłowe naświetlenie stolika przy czasie 1/60s dawało przysłonę 4. Głębia ostrości pewnie z 50 cm. trzeba by ustawić przysłonę 8 co wydłuży nam czas do 1/15, wtedy coś na drugim planie powinno być ostre a jednocześnie kadr nie będzie jeszcze poruszony.
- dobra, wystarczy dziękujemy -usłyszałem głos przerywający moje skądinąd słuszne i ciekawe przeliczenia
- co??? Ale zaraz, ja jeszcze nie zrobiłem zdjęcia
- powiedział pan jedno zdjęcie, dziękujemy, proszę wyjść.
Niech to szlag, szczególant się trafił... Słówek się będzie czepiał.
Piętro niżej w światłoszczelnym rękawie wyciąłem z aparatu tę jedną klatkę, przełożyłem do takiej wielorazowej kasetki, trzymając kciuku, żeby cokolwiek wyszło. Chłopacy z Kodaka wywołali natychmiast film, zrobili za ciemną odbitkę na matowym papierze (potem wyjaśnię dlaczego), szybki powrót do redakcji, opis zdjęcia na maszynie do pisania, podklejenie kartki do zdjęcia, nawinięcie zdjęcia z opisem na wałek telefoto...
Pewnie niewiele osób dzisiaj wie co to telefoto. Otóż w czasach gdy nie było internetu, też można było przesyłać zdjęcia. Mało kto miał taką możliwość, jestem niemal pewien, że w Poznaniu byłem jedyny. Zdjęcie nawijało się na wałek, który się obracał i takie światełko odczytywało to zdjęcie. Był to chyba rodzaj skanera. Urządzenie było podłączone do lini telefonicznej i wysyłałem zdjęcia do centrali w Warszawie. Przesłanie jednego zdjęcia zajmowało ok 5 minut. Po drugiej stronie był odbiornik i zdjęcie wychodziło czarno-białe. Nawet jeśli wysłałem kolorowe. I tutaj "ciekawostka", kiedyś odkryłem, że po drugiej stronie wychodzą ładniejsze zdjęcia, kiedy zrobi się za ciemna odbitkę i na matowym papierze. Wiem że to mało istotne w tej historii, ale swego czasu byłem z tego odkrycia bardzo dumny i miałem nawet własny kanał w minilabie, który z automatu naświetlał za ciemne zdjęcia :) Pani w centrali odbierała zdjęcia od fotoreporterów z całego kraju, wysyłała spis tematów zdjęć do wszystkich gazet, które miały wykupiony serwis. Czyli w tamtych czasach pewnie do wszystkich gazet. Każda gazeta też miała komórkę telefoto i taki odbiornik, po złożeniu zamówienia do centrali na konkretne zdjęcia otrzymywali je drogą telefoniczną. Ty sposobem można był rozesłać zdjęcia po całym kraju w kilkanaście minut Jeżeli temat był bardzo ważny i centrala chciał mieć zdjęcia kolorowe, to biegło się na dworzec i negatywy wysyłało się pociągiem do Warszawy.
Wracając do mojej historii, zdjęcie wysłałem. Temat skończony. Chociaż niezupełnie.
Kilka dni potem byliśmy wszyscy w centrali na tradycyjnym spotkaniu wigilijnym. Bardzo lubiłem te spotkania, fajna atmosfera, fajni ludzie. Zawodowo to był najlepszy okres w moim życiu. Ale tamtego roku podczas oficjalnej przemowy naszej szefowej trochę nam się wszystkim dostało. Nie do końca była zadowolona z wyników, liczby zgłaszanych tematów, pracy itd. Ale na tym tle (jak powiedziała) chciała wyróżnić Remigiusza, który był tam gdzie powinien, zrobił ważny i trudny temat i szybko wysłał zdjęcie..... Nie wiem dlaczego ale przypomniał mi się Chance O'Grodnick, bohater powieści "Wystarczy być" Jerzego Kosińskiego.
I na koniec chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną ważną kwestię.
Opowiadanie ma wydźwięk humorystyczny ale opisuje prawdziwe, bardzo tragiczne wydarzenie. Zginął człowiek, jak się później okazało, przypadkowy. Morderca ps. Izraelczyk (a nie obywatel Izraela, jak błędnie podpisałem zdjęcie, ale wtedy takie otrzymałem informacje - znacząca różnica, prawda?) dostał zlecenie od jednego z szefów poznańskiej mafii na zamordowanie innego gangstera. Niestety pomylił się i zabił przypadkową osobę siedzącą w kawiarni. Lekki charakter tego opowiadania nie oznacza braku szacunku do tej osoby, czy lekceważenia całej sytuacji.
Po wielu latach pracy w zawodzie fotoreportera widziałem tyle ludzkich tragedii, nieszczęść i śmierci, że trzeba sobie wytworzyć jakiś pancerz, żeby nie zwariować. Czasami jest to po prostu humor.